piątek, 8 kwietnia 2016

Odcinkowy pomiar prędkości – czy „bramki” przejęły niechlubną schedę po fotoradarach? Teoria vs praktyka...


Wobec niedawnego upadku ery fotoradarów ukręcono nowy bacik na niefrasobliwych kierowców – to odcinkowe pomiary prędkości, potocznie zwane „bramkami”. Jednak podobnie jak kiedyś fotoradary – tak i teraz „bramki” wywołują wiele kontrowersji. Na podstawie własnej obserwacji i konkretnego przykładu postaram się odpowiedzieć na pytanie „dlaczego?”.

 
TEORIA

Jak czytamy na stronie CANARD (Centrum Automatycznego Nadzoru nad Ruchem Drogowym):
„W ramach projektu pn. „Budowa centralnego systemu automatycznego nadzoru nad ruchem drogowym” współfinansowanego przez Unię Europejską ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach Programu Operacyjnego Infrastruktura i Środowisko, Główny Inspektorat Transportu Drogowego dokonał zakupu i odbioru 29 urządzeń do odcinkowego pomiaru średniej prędkości.”

Wspomniane 29 „bramek” to jak widać tylko część projektu (9 mln PLN), w skład którego weszło także:
  • 400 stacjonarnych urządzeń rejestrujących (czyli wspomnianych fotoradarów),
  • 29 mobilnych urządzeń rejestrujących (czyli nieoznakowanych osobówek z kamerami),
  •  20 kompletów urządzeń monitorujących przejazd na czerwonym świetle (kamery umieszczone na skrzyżowaniach, działające analogicznie do fotoradarów, rejestrujące przejazdy na czerwonym świetle) (7 mln PLN) 
oraz to, co już mniej interesuje obawiających się bata kierowców:
  • 65 samochodów technicznych, patrolowych i zabezpieczenia logistycznego,
  • 8 zestawów urządzeń do pomiarów statystycznych natężenia ruchu.

Źródło: www.canard.gitd.gov.pl

Cały projekt pochłonął budżet w wysokości (BAGATELA!) prawie 190 milionów złotych (przy czym z UE otrzymaliśmy niewiele ponad 160. A 400 fotoradarów, z tego właśnie budżetu, niczym kukułcze jajo stało się bezpańskie, co oznacza niestety, że znaczna część tych funduszy została wyrzucona w błoto… 

Jednym z głównych celów projektu, poza koniecznością dostosowania polskich standardów do standardów i wymagań wspólnotowych Unii Europejskiej, modernizacji infrastruktury radarowej (czyli marketingowy bełkot dla UE, żeby przyznała fundusze) jest: 
  •  „zwiększenie bezpieczeństwa ruchu drogowego – redukcja liczby wypadków i ograniczenie ich skutków (zmniejszenie liczby ofiar śmiertelnych wypadków drogowych o połowę do 2020 r. i do zera do 2050 r., zmniejszenie liczby rannych)”
oraz
  •  „zmiana zachowań uczestników ruchu drogowego i kształtowanie postaw stosowania się do przepisów dotyczących tego ruchu, w szczególności norm związanych z przestrzeganiem limitów dozwolonej prędkości”.
Ale czy oby na pewno?

Zastanawiają mnie dwa ostatnie punkty. Jak przy pomocy „bramek”, czyli odcinkowych ograniczeń prędkości autorzy projektu wyobrażają sobie „zmniejszenie liczby ofiar śmiertelnych wypadków drogowych o połowę do 2020 r. i do zera do 2050 r.” DO ZERA? JAK PYTAM, JAK? 
Czy ograniczenie prędkości wyeliminuje jeżdżących na podwójnym gazie pijaków, sprawdzających swoje możliwości małolatów, niewidocznych i niejednokrotnie też pijanych pieszych i rowerzystów, braki w umiejętnościach kierowców, przebiegające zwierzęta czy inne przypadki losowe? Przecież to niewykonalne!
Na stronie czytamy także: „Automatycznym nadzorem objęliśmy najbardziej niebezpieczne miejsca na polskich drogach”.
Według Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego, miejsca objęte w Polsce odcinkowym pomiarem prędkości zostały wytypowane nieprzypadkowo - są to szczególnie niebezpieczne odcinki dróg.
Doprawdy?
Ja myślę, że jest zupełnie inaczej. I sprawa bezpieczeństwa to sprawa drugorzędna. Sprawa najważniejsza to oczywiście KASA. A czemu tak myślę? 

Oto przykład…


PRAKTYKA

Kilka dni temu miałam okazję przemierzać trasę Warszawa – Suwałki, na której znalazł się jeden z planowanych 29 odcinków średniego pomiaru prędkości. Trasa 61, odcinek Kisielnica – Stawiski, długość 6,21 km, ograniczenie prędkości 70 km/h.
Piękna nowa droga, omijająca miejscowości, przez które jeszcze rok temu jadąc tą trasą trzeba było przejechać. Prosta jak przysłowiowy drut. Widoczność idealna (i to nie tylko dzięki warunkom pogodowym). Zero pieszych, zwierząt, zabudowań czy innych obiektów użyteczności publicznej… szczere pole. Odcinek rozpoczyna radosne ograniczenie do 70 km/h, oraz bramka ze znakiem D-51 oraz żółtą tabliczką uzupełniającą informującą o długości odcinka.



Zastanawia mnie tylko dlaczego wspomniana tabliczka była barwy żółtej (nie białej tak jak zazwyczaj przy takich odcinkach) i dlaczego była dużo mniejsza, niemalże niewidoczna i nieczytelna dla przejeżdżającego kierowcy?! (ale to postaram się wyjaśnić „u źródła” w nadchodzącym tygodniu).

Źródło: www.canard.gitd.gov.pl

Jednak ja (jak to ja) od razu węszę tu celowe i podstępne działanie wobec teoretycznie niczego nieświadomych kierowców. Przedstawiony wyżej znak D-51 „Kontrola prędkości. Fotoradar” znany jest już polskim kierowcom od jakiegoś czasu. I z uwagi na fakt, że znienawidzone bezduszne fotoradary chwilowo odeszły w niepamięć, kierowcy nierzadko puszczają owy znak mimochodem. A malutka nie do końca rzucająca się w oczy i nieczytelna tabliczka także zostaje niezauważona, nawet przy przepisowej siedemdziesiątce. Ktoś powie, że pozostawienie identycznego znaku do nowej sytuacji to oszczędność, wygoda, przyzwyczajenie - dla mnie to sprytne zagranie. 

Ale wracając do naszej trasy…
Jedziemy (a raczej jeeeedzieeeeeemyyyy) te dozwolone 70, a nawet mniej (tak na wszelki wypadek, gdybyśmy przypadkiem z górki rozpędzili się do 73) no bo przecież widmo wiszącego bata, strzelającego po liczniku (a raczej po portfelu) w każdej sekundzie, gdy przekraczamy mistyczną siódemkę i nużące zero. Bierzemy też pod uwagę możliwość przekłamania licznika, z różnych przyczyn – więc najlepiej gdybyśmy jechali 65 :P

Kierowcy TIRów czasem stosując się do ograniczenia a czasem nie – jadą minimum 70. Oni bez wyprzedzania i z taką prędkością sobie poradzą. Ale jak osobówka ma wyprzedzić ich? Zakazu wyprzedzania brak, dróg dojazdowych praktycznie także brak – czyli co? Ponad 6 km pięknej drogi, niczym wytworny dyliżans, snujemy się 70-tką za TIRem. Jedyny plus – chwilowe zmniejszenie oporu powietrza… Podziwiamy piękno krajobrazu, uroki przyrody, budzącą się do życia wiosnę. Jadąc równo 70 mamy na to prawie 5 i pół minuty. Oczywiście pod warunkiem, że wizji nie zaburza nam sznurek jadących (jadąąąąąąącyyyych) przed nami TIRów.

Oczywiście przysłowiowy „Polak potrafi” – znaleźli się już i tacy zatrzymujący się kawałek przed bramką wylotową, by obniżyć swoją średnią prędkość; pojawiły się też aplikacje na telefon liczące prędkość przy poszczególnych odcinkach. Niewątpliwie liczba pomysłów będzie rosła wprost proporcjonalnie do pojawiania się kolejnych bramek.

Po kilku minutach „spaceru” powoooooli zbliżamy się do obiecującego znaku informującego o końcu odcinkowego pomiaru średniej prędkości. Szybka redukcja i… i nagle jest nas wielu. Wszyscy w jednej chwili chcą wyprzedzić sznurek TIRów. Tak bardzo, że wszyscy robią to na raz. Na trzeciego najlepiej i najchętniej. Wszyscy nadrabiają „stracone” minuty.

A więc?
Gdzie tu sens a gdzie logika? – pytam!

Skoro miejsca objęte w Polsce odcinkowym pomiarem prędkości to „szczególnie niebezpieczne odcinki dróg” – to wg pomysłodawców tej lokalizacji odcinek Kisielnica – Stawiski do takowych się zalicza. Owszem zgodzę się, że jeszcze rok temu tak było. Dziś nie mogę doszukać się przyczyny takiej kwalifikacji. Ale odnoszę wrażenie, że może tu zadziałać prawo „samospełniającej się przepowiedni” i nadrabiający „stracone” minuty kierowcy, nie czując już bata nad portfelem mogą się do tego przyczynić.

Wniosków z tej sytuacji nasuwa mi się wiele, większość dość negatywnych. Od na siłę wyciąganych pieniędzy z UE (patrz fotoradary), przez stawianie celów finansowych nad faktyczną chęcią zwiększenia bezpieczeństwa na drogach (lokowanie bramek na odcinkach nie będących niebezpiecznymi) aż po (najważniejsze) brak pomyślunku w realizacji niektórych inicjatyw przyprawia o nie lada zawrót głowy.

Taka jest moja opinia. Swoją zbudujcie sami.

Źródło: www.canard.gitd.gov.pl


* * *

Aha tak przy okazji. W podzięce za przebrnięcie przez wynurzenia Pani Samochodzikowej przedstawiam AKTUALNĄ listę DZIAŁAJĄCYCH odcinkowych pomiarów prędkości.
Martwi mnie fakt, że mało który dziennikarz pisząc o „bramkach” pofatygował się by sprawdzić u źródła, które już działają, a które nie. Ja się pofatygowałam. (stan na 01.04.2015 ale to nie PRIMA APRILIS :) ) i dzielę się tą wiedzą…

Pierwsze urządzenia do odcinkowego pomiaru średniej prędkości rozpoczęły rejestrację naruszeń już w 2015 r. Do monitorowanych lokalizacji należały wówczas: 
  •  Łosiów (woj. opolskie, droga nr 94, długość 2,158 km);
  •  Łuszczów (woj. lubelskie, droga nr 82, długość 2,9 km);
  •  Karniewo (woj. mazowieckie, droga nr 60, długość 1,79 km) oraz 
  •  odcinek Zwierki-Zabłudów (woj. podlaskie, droga nr 19, długość 3,88 km)
- w tych miejscach rejestracja naruszeń została uruchomiona w IV kwartale 2015 r.).

Aktualnie rejestracja naruszeń prowadzona jest w 9 lokalizacjach, do których oprócz wyżej wspomnianych należą także następujące odcinki:
  •  Kluki (woj. łódzkie, droga nr 8, długość 1,51 km);
  •  Kolbuszowa (woj. podkarpackie, droga nr 9, długość 3,65 km);
  •  Krościenko Wyżne – Iskrzynia (woj. podkarpackie, droga nr 19, długość 1,315 km);
  •  Lubin (woj. dolnośląskie, droga nr 3, długość 1,95 km);
  •  Strachówka-Warmiaki (woj. mazowieckie, droga nr 50, długość 2,652 km).
„W przypadku pozostałych lokalizacji, trwają aktualnie formalności związane z dostarczeniem energii elektrycznej do urządzeń (…) bądź też prowadzone są działania mające na celu budowę przyłączy elektroenergetycznych. Po ich zakończeniu urządzenia będą sukcesywnie uruchamiane w ramach systemu automatycznego nadzoru nad ruchem drogowym.” – czytamy na stronie CANARD.

Będą to (kolejność przypadkowa):
  •  Babigoszcz - Gniazdowo (woj. zachodniopomorskie, droga krajowa nr 3, długość 4,77 km);
  •  Olsztyn - Gietrzwałd (woj. warmińsko-mazurskie, droga nr 16, długość 5 km);
  •  Gniazdowo - Piecki (woj. warmińsko-mazurskie, droga nr 59, długość 5,83 km);
  •   Kisielnica - Stawiski (woj. podlaskie, droga nr 61, długość 6,21 km);
  •   Sulechów (woj. lubuskie, droga nr 32, długość 3,47 km);
  •   Szlichtyngowa - Górczyna (woj. lubuskie, droga nr 12, długość 2,55 km);
  •   Rybitwy - Polesie (woj. mazowieckie, droga nr 7, długość 1,98 km);
  •   Pawłowo (woj. mazowieckie, droga nr 7, długość 1,65 km);
  •   Szymaki (woj. mazowieckie, droga nr 7, długość 1,042 km);
  •   Sochaczew (woj. mazowieckie, droga nr 50, długość 2,92 km);
  •   Zakręt (woj. mazowieckie, droga nr 2, długość 1,345 km);
  •   Kołbiel (woj. mazowieckie, droga nr 50, długość 2,75 km);
  •   Złota (woj. łódzkie, droga nr 72, długość 3,282 km);
  •   Tomaszów Mazowiecki (woj. łódzkie, droga nr 48, długość 2,17 km);
  •   Tarnowskie Góry (woj. śląskie, droga nr 11, długość 1 km);
  •   Wilcza - Nieborowice (woj. śląskie, droga nr 78, długość 2,2 km);
  •   Gorzyce (woj. śląskie, droga nr 78, długość 0,99 km);
  •   Gorzyce (woj. śląskie, droga nr 78, długość 0,85 km);
  •   Górno (woj. świętokrzyskie, droga nr 74, długość 4,05 km);
  •   Tarnów - Ładna (woj. małopolskie, droga nr 94, długość 5,4 km).    
 
* * * 
P.S. Wiem jak to wygląda i mimo, że lubię adrenalinę, szybkie samochody i ogromne prędkości to nie staram się powyższych przyjemności realizować na drogach. Od tego są inne miejsca. Podstawowymi ograniczeniami dla mojej niepohamowanej wyobraźni są zdrowy rozsądek i odpowiedzialność. Czego życzę wszystkim kierowcom.

Szerokości!










3 komentarze:

  1. Świetnie opisana teoria i praktyka!

    OdpowiedzUsuń
  2. Kontrola prędkości w wielu miejscach jest potrzebna, bo niestety wielu kierowców przesadza. Teraz nawet mandaty nie dają nauczki, bo można zapłacić sobie z pomocą strony https://zaplacmandat.pl więc nawet unika się kolejek na poczcie.

    OdpowiedzUsuń